Czytam sobie i czytam wpadłam teraz bardziej w temat agresji i tym podobnych. Uważam, że mam jako takie doświadczenie w wychowywaniu psa i starałam się moją zmarłą już rottweilerkę obserwować i poznać jak najbardziej się dało. Aczkolwiek stwierdzając, że mam doświadczenie nie jestem w stanie pewnie dorównać większości ludzi tutaj na forum ale jednak coś tam wiem i staram się, żeby tej wiedzy było coraz więcej.
Przyznam, że nie była ona agresywna do ludzi, to co wyprawiała z nią moja 3-letnia chrześnica i cała masa innych dzieciaków w rodzinie przechodziło moje wyobrażenie, brałam wtedy psa i wiałam z nim, żeby go dzieciaki nie zamęczyły ale ona i tak kochała dzieci niemiłosiernie i najbardziej cieszyła się właśnie ze spotkań z nimi. Nie wiem co zrobiłam, że akurat taka była a nie inna.
Agresję wobec psów miała dlatego (wg mnie), że ugryzła ją w młodości suka charta, której odpłaciła później z hukiem i nawiązką, że na 3 piętrze w bloku słyszałam jak charcik wyje od ataku mojego tchórza - a miała momenty, że bała się liścia i prawie pod tira wleciała uciekając.
Nigdzie nie było wspomniane o tego typu zachowaniu, że w ostatnich latach życia (może ostatnie 2 lata) zaczynała być agresywna wobec zupełnie obcych osób wchodzących do mieszkania, np sprzątaczka po wodę lub jakiś gostek co gaz sprawdzał. Nie gryzła i nie warczała ale tylko dzięki mojemu refleksowi i znajomości reakcji mojego psa nie odgryzła im pupy jak wychodzili z domu. Bez ostrzeżenia (może cichutki gardłowy warkot, który słychać było tylko tuż przy niej) biegła w stronę intruza jak widziała, że wychodził z domu lub ewidentnie kierował się w stronę drzwi.
Pies przez długi czas jadł z ręki i nie chciał ruszać papu z miski na co moja mama przystawała więc może dlatego potem nie miała psica agresji miskowej.
Niedługo po tym jak ją dostałam moja młoda wtedy rottweilerka wyciągnęła korpus z kurczaka z kosza na śmieci i zwiała z nim do pokoju. Jak chciałam wtedy do niej podejść to pokazała mi plejadę swoich pięknych białych ząbków tak że aż zdębiałam - miałam wtedy 12 lat. To chyba był moment przełomowy i choć mój tata nie postąpił wg wielu osób tutaj słusznie to jednak było to skuteczne. Podszedł on do niej i siadł na łóżku tuż obok niej, a ona tak warczała jakby się w niej gotowało. Po czym dostała porządne manto czyli kilka silnych klapsów i to włącznie z wyszczerzonym pyskiem. Na tatę już nigdy nie warknęła, gorzej z młodą dziewczyną którą ja byłam. Jak na dworze łapała coś w pysk - zazwyczaj stare śmierdzące papkowate rzeczy w których byłam umorusana ja i ona - to warczała na mnie a ja za wszelką cenę udawałam, że się nie boję i stanowczo mówiłam "nie wolno".
Wszystko podziałało chociaż bacząc na nasze marne zdolności behawioralne to chyba sunia była super inteligentna bo wszystkie podstawowe komendy potrafiła wykonywać, pokazywała czasem że nie chce jej się czegoś zrobić i musiałam do niej powtarzać ale gdy mówiłam bardziej ostro już nie "dyskutowała".
Po wielu latach spędzonych z psem dowiedziałam się, że mój tchórz, leń i uparciuch potrafił jedną z podobno cięższych do nauczenia rzeczy, potrafiła powstrzymać się od ataku na innego psa jeżeli krzyknęłam na nią. Nawet jak już kotłował się pod nią pudelek, który jak była przypięta pod sklepem podbiegł sobie do niej i namolnie obwąchiwał, że straciła cierpliwość, to potrafiła przestać go strofować za naruszenie jej autorytetu.
Mój pies potrafił to co powinien, żadnych sztuczek pokazowych ale jak miała przyjść to przychodziła (zawsze w zadziwiająco zwolnionym tempie) i nie było z nią problemów tego typu. Mój 50kg klocek spał ze mną dlatego, że to uwielbiałam a jak ją próbowałam zgonić bo cała pościel była pod nią i nie mogłam jej za chiny wyciągnąć to prosząco machała łapą żeby jej dać spokój. Nie dało się oprzeć.
Ładnie się tu rozpisałam pewnie wiele odbiega od tematu ale chodzi mi o kwestię, żeby ktoś podpowiedział czy to rzeczywiście "dobrze wychowany" pies i co sprawiło, że był taki a nie inny. Zapewne było wiele poprawnych naszych zachowań wobec niej ale były te wielce negatywne i negowane przez każdego co rozumiem gdyż dorosłam już do tego.
Zastanawia mnie jak zareagować inaczej na opisaną sytuację z resztkami z kosza na śmieci i tym okropnym agresywnym zachowaniem aby otrzymać ten sam efekt. Szczeniaki nie powinny jeść kości z kurczaka bo mogą od tego nawet zdechnąć więc jak wtedy takiemu pupilowi zabrać taką kość czy kości bez używania wyżej opisanych środków przemocy?
Jak psa wyzbyć strachu przed obcymi bez uczenia go agresji w stosunku do nich? Pies czasem się kogoś bał przeraźliwie a czasem bez problemu podchodził i się cieszył i wszystko to dotyczy nieznajomych jej dotąd ludzi zarówno na dworze jak i w domu. Nie bała się za to fajerwerków ani burzy, nie uciekała przed samochodami. Więc ten lęk był wybiórczy i zależał albo od dnia lub nastroju psa. Pies był zostawiany dużo sam bo ja chodziłam do liceum a mama do pracy.
W pierwszych dniach moi genialni rodzice zamykali psa w kuchni, żeby nic nie gryzł w domu i jak wychodziliśmy z domu przez co pies miał lęk przed małymi pomieszczeniami.
Wiele rzeczy z zachowania psa rozumiem ale powody, przyczyny niektórych zachowań są mi obce i dlatego pytam tutaj bo chcę od samego początku odpowiednio moją bulkę wychować i nie skrzywdzić jej w żaden sposób.
Uważam, że mój pies był wspaniały nie dzięki nam ani tym co robiliśmy ale tylko i wyłącznie dlatego, że była taka wspaniała.
Uwielbiam czytać Wasze przykłady z życia wzięte - przykłady błędów jak i sukcesów bo to bardzo pouczające.
Jakieś rady i ostrzeżenia bardzo miło widziane.