Rzomawiałem ze swoją siostrą w sprawie badań słuchu (u ludzi oczywiście) - jest otolaryngologiem i potwierdziła to, co mówił bauz, że są prostsze metody stwierdzenia czy ktoś słyszy czy nie, niż BAER. BAER to bardziej dokładne, ale i skomplikowane badanie.
Śmieszna metoda zatykania jednego ucha i generowania dźwięku dla drugiego jest czasami wykorzystywana (oczywiście problemem u psów pozostaje - w jaki sposób zatkać im skutecznie ucho - kanał słuchowy mają inaczej zbudowany i zakres słyszalności dużo większy od człowieka) - ta metoda wydaje się jak dla mnie zbyt obciążona błędem.
Ale u dzieci powszechnie stosowane jest badanie przesiewowe słuchu za pomocą otoemisji akustycznych - wkłada się do ucha końcówkę specjalnego urządzenia i już wiemy czy badany słyszy czy nie. Całe badanie trwa kilka sekund.
Potrzeba badań jest dla mnie zrozumiała, rozumiem też argumenty bauza. Moje pytanie więc brzmi: skąd pomysł, że tylko BAER-em można skutecznie badać słuch u psa?
Czy nikt nie podejmował się prób badań słuchu psa za pomocą otoemisji akustycznej, nie da się skonstruować takiej końcówki przystosowanej do ucha psa czy też problemy leżą gdzie indziej?
A może nikt nigdy nie próbował, bo nie dawałoby to takich zysków finansowych jak stosowanie urządzeń do badania BAER?
Pytam z ciekawości, nie neguję konieczności badań.