Tak, mój pies był na smyczy - spokojnie wracaliśmy z nad rzeki. Śledziły nas już jakiś czas od terenu zalewowego. Nigdy go nie spuszczam w miejscu publicznym ze smyczy. Kagańca nie nosi, gdyż potrafię zapanować nad nim. Pies panikuje, gdy zostaje mu założony kaganiec - dusi się, sapie strasznie. Dla mnie jest to straszny widok. Nie miałam szans z paniami policjantkami. Bardzo na mnie na skoczyły. Broniłam się jak mogłam, ale chciały mi pokazać kto jest górą. Ja wyglądam jak dziecko, mimo iż mam trochę lat. Piszę odwołanie i zaniosę do Urzędu Skarbowego. Poza tym przy obecnym stanie finansowym nie jestem w stanie zapłacić tego mandatu. Zostałam bez pracy. A z czegoś muszę żyć przez jakiś czas do póki nie znajdę nowej.
W statusie mojego miasta jest napisane: pies musi posiadać smycz i kaganiec - ale gdzie on się ma znajdować nie jest napisane, ani jakie psy powinny go mieć. Napiszę odwołanie i zobaczymy... Zapłacić im tego nie zapłacę. Mandat 250zł - za brak kagańca, a 100zł za 'pyskowanie' - ale ja osobiście uważam, że to była wymiana zdań, na dany temat. Na prawdę panie były bardzo agresywne wobec mnie, nigdy z czymś takim się nie spotkałam i byłam w szoku wielkim. Trochę chyba przekroczyły swoje kompetencje.
No i ja wiem, że bullterriera nie ma na tej dziwnej liście, ale panie nie chciały w ogóle tego słuchać - a poza tym na początku nie wiedziały co to za rasa, bo mój pies nosi obrożę z napisem pit bull
Na osiedlu, na którym mieszkam już jakiś czas nikt się nie skarży na nas, pies jest maskotką - wszystko go lubią, pytają o niego. Jest rozpoznawalny, niektórzy nie mówią mi część, tylko siema Dex. Dzielnicowy nigdy też nas nie zaczepił, żadnych skarg. Pozostaje mi napisać odwołanie... Pisaliście, żeby nie przyjmować mandatów za brak kagańca, ale ja się przestraszyłam, nie miałam z takim czymś nigdy do czynienia. Wiem, że odmowa mandatu wiąże się z kosztami sądownymi - co w konsekwencji czasem może przekroczyć wartość mandatu.