Wiem, że odkopuję temat, ale dziś w parku do którego chodzę przyszedł koleś wybitne zainteresowany moim psem. Ludzie zazwyczaj bulinę omijają szerokim łukiem, bez względu na wiek. Chyba, ze nasze psy się znają z zabaw. Kątem oka widziałam, że się do mnie zbliża więc zaczęłam iść w inna stronę, do miejsca w którym zostawiłam smycz. Zaczął wołać za mną żebym nie uciekała, bo chce zadać kilka pytań. Interesowała go głównie rasa (dorosła miniatura czy szczeniak standarda), wiek, czy ma rodowód i ile zapłaciłam.
Przyszedł do parku z kundlem pręgowanym i mówił "mamusia mojego pieska to staffik, czempion", zapłaciłem za nią na placu 150zł. (Powtarzał to w kółko i wyciągał z opakowania po chusteczkach higienicznych telefon, gdzie na tapecie miał jakiegoś stafforda. Mówił, że to własnie mamusia jego suki). Jego pies był autentycznie kundlem, 5% nie miał w sobie ze stafforda, może poza kolorem.
Zaczęli się ludzie schodzić i przyszedł taki znajomy z 5 miesięcznym weimarem. Wyżłem nie był zainteresowany, być może dlatego że wyglądał jak dorosły pies, a w rzeczywistości jest miesiąc starszy od mojej suki. Stwierdził, że przyjeżdża do parku z drugiego końca miasta, mimo iż ani ja ani znajomy od wyżła nigdy wcześniej go w parku nie widzieliśmy. Okropnie naciskał żeby dowiedzieć się ile zapłaciłam za psa, bo "przecież wszyscy ludzie mi mówią ile dali". W końcu jednak się zawinął rzucając na koniec, że on nie wie gdzie ma iść. Do parku przyjeżdża z Nowego Dworu i nie wie gdzie ma przystanek. Pomijam, że był w podartych spodniach i czego nie dotknął to oznajmiał ile kosztowało: telefon 700zł 3 lata temu, piłka 25zł, staffik 150zł.
Jak odszedł stwierdziliśmy, że dziwnie podejrzany był, zwłaszcza że pytał o cenę psa z 10 razy. Do tego był trochę rozczarowany jak okazało się, że mam sukę.
edit:
Pies wykonywał każde jego polecenie, ale bez kitu to był zastraszony pies. Ze strachy się słuchał. I jak słodko do niego mówił "zdzi*o".