Jaga - ja nie zostawiłam ich samych z suką - suka leżała i karmiła pozostałe szczyle, a 3 najsłabsze leżały pod "kwoką" za przegrodą w kojcu - ja prawie nie spuszczałam ich z oka. Poszłam tylko mleko zrobić. Ala wiele wysiłku włożyła aby dosięgnąć tą sunię - musiała oderwać się od ssawek- dzieciorów, przejść parę kroków i daleko głowę wysunąć aby chwycić akurat to maleństwo. Ja odgradzałam te najsłabsze bo Ala od początku namierzała się właśnie na tą suczkę. Innymi szczeniakami - nawet tymi 2 słabymi - opiekowała się bardzo serdecznie. Wyraźnie nie pasowało jej akurat to dziecko.
Dzisiaj odeszła kruszynka Butterfly - wymiotowała, dostała rozwolnienia - wet. podał antybiotyk, rozcierałam, grzałam kwoką... Ala też opiekowała się nią jak mogła, ale się nie udało.
Zostało 6 dziewuszek i 4 chłopców. Nie sądziłam, że tak strasznie to przeżyję - to była moja córunia - karmiłam co 2 godziny w nocy (budzik nastawiony miałam), masowałam, pod kwoką grzałam... Najgorsze jest to, że jak Ala była w ciąży to modliłam się aby w miocie była pręgowana sunia - jak Ala rodziła i jako trzecia wyszła Butterfly to zanim ja i Ala "obrobiłyśmy" maleństwo to zastanawiałam się jaka płeć - patrzę a tu wymarzona sunia. A teraz - właśnie Ona...
